Australia na co najmniej rok odłożyła wprowadzenie kontrowersyjnego filtru internetowego.
W tym czasie władze zamierzają złagodzić oburzenie wśród opinii publicznej oraz przeprowadzić niezależne badania co do tego, jakie rzeczy będą faktycznie blokowane. "Niektórzy członkowie społeczeństwa - wyolbrzymia minister komunikacji Stephen Conroy - wyrazili wątpliwość, że zakres materiałów wymienionych w wykazie zakazanych, właściwie odzwierciedla aktualne potrzeby społeczeństwa".
Jednocześnie minister powiedział, że trzech największych dostawców internetowych zgodziło się dobrowolnie na blokowanie stron z czarnej listy i to nie czekając na powstanie filtru. Z usług tych firm korzysta 70% internautów z tego kontynentu.
Canberra twierdzi, że filtr ten blokuje tylko szczególnie okrutne i szkodliwe materiały, w szczególności pornografię dziecięcą. Jednak wielu obrońców praw człowieka, rządów i firm zagranicznych zauważa, że dokładnie takie same przesłanki przedstawia rząd Chin w celu wprowadzenia politycznej cenzury. Podejście to krytykują także tacy giganci IT jak Google, Microsoft czy Yahoo!
Źródło: compulenta |