Po kilku latach wzmożonej kontroli i cenzurowania Internetu w Chinach w zaledwie rok, od 2009 do 2010 roku, zmalała o 41% liczba stron w tym kraju. Przez ten czas rząd chiński zdołał zamknąć 1.3 miliona stron.
Liu Ruisheng, naukowiec z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych podkreśla, że pomimo zamknięcia wielu stron, to liczba treści chińskiego Internetu wzrosła o 79 procent. "To oznacza, że nasza treść jest coraz silniejsza, a nasz nadzór i regulacje są coraz lepsze", dodał.
Krytycy regulacji Internetu w Chinach oczywiście się z tym zgadzają. Zawartość musi rosnąć, przecież wszystkie strony posiadają coraz to więcej newsów i innych treści. Treść będzie rosła pomimo tego, że strony są zamykane. Ale więcej treści jest na stronach, które mogą się rozwijać na wolnym rynku.
Cenzura w Chinach, pieszczotliwie zwana Wielkim Chińskim Firewallem, korzysta z wielu metod sterowania dostępem do sieci: blokowanie IP, filtrowanie DNS, przekierowywanie, filtrowanie URL, pakietów, jak również resetowanie połączeń. Wiele zagranicznych stron z wiadomościami, portale społecznościowe czy wideohosting typu YouTube są tam blokowane. Dobrze, że nikt nie wpadł na pomysł całkowitego zablokowania sieci.
Źródło: BBC |