W świecie arabskim cenzura Internetu przybiera niesłychane formy. Bywa tak, że za jego używanie można zostać aresztowanym albo nawet być torturowanym. Do takich wniosków dochodzi 235 stronicowy raport “One Social Network With a Rebellious Message” badający wolność Internetu w 20 krajach arabskich.
"W krajach arabskich, w tym wielu najbardziej represyjnych reżimów na świecie, Internet stał się narzędziem propagandy na rzecz demokracji i wolności słowa", podkreśla Arabic Network for Human Rights Information (ANHRI). Dodają, że "Te nowe życie nie może być zatrzymane przez działania rządów, blokowanie Internetu, aresztowania, a nawet tortury". Rządy chcą zrobić wszystko, aby zatrzymać nową falę zapędów demokratycznych.
Raport analizuje dostęp na czterech platformach: blogach, Facebooku, Twitterze oraz YouTube, jako narzędzi wyrażania opinii wśród osób młodych. Problemem jest brak przepisów regulujących korzystanie z Internetu. Nawet w Egipcie wiele blogerów i użytkowników Facebooka jest aresztowana oraz poddawana torturom lub tylko nielegalnie przetrzymywana. Są oni aresztowani na mocy nakazu o nagłych przypadkach łamania prawa. Także w Syrii użytkownicy są zatrzymywani na mocy "Emergency Law".
W Arabii Saudyjskiej, gdy rząd nie jest w stanie zablokować danej strony, proszone są o pomoc władze religijne, które wydają fatwę lub dekret religijny zakazujący korzystanie z danej strony.
W świecie arabskim jest aż 58 milionów użytkowników Internetu, ale tylko w Libanie, Algierii i Somali istnieje wolność Internetu. W Libanie i Somali wolą podsłuchy telefoniczne, a poza tym władze w Somalii są mocno zaangażowane w konflikt zbrojny.
Nawet Maroko i Zjednoczone Emiraty Arabskie, które zezwoliły na wolność sieci, rozpoczęły stosowania represji wobec użytkowników Internetu, zaś Egipt stał się już symbolem represji w tym regionie. Tam są nawet dozwolone tortury.
W sprawozdaniu zabrakło tylko Dżibuti i Komory ale tylko przez to, że brakuje tutaj danych na temat korzystania z Internetu w tych krajach.
Źródło:
inquisitr